Gozo – wyspa nimfy Kalypso

„I dobrnął do Ogigii, gdzie Kalypso bierze
Pod swoją go opiekę, ugaszcza w jaskini
Lat wiele i chce gwałtem, by się został przy niej
Jak małżonek — a za to chce mu dać nagrodą
Nieśmiertelność i postać wiecznie, wiecznie młodą.”
Homer, „Odyseja”

Sobota 8 października

Malta

Przed nami tygodniowa przygoda na wyspie, gdzie według „Odysei” Homera zamieszkiwała legendarna nimfa Kalypso, jedna z Nereid, córka Tytana Atlasa. Podczas Tytanomachii stanęła po stronie ojca, za co została ukarana uwięzieniem na wyspie Ogigia.
Jej imię pochodzi od greckiego słowa „καλύπτειν” – kalyptein czyli chować, kryć, z którego wywodzi się też słowo „apokalipsa” – objawienie.
To tutaj Kalypso zwabiła Odyseusza i więziła go przez siedem lat. Dopiero interwencja samego Zeusa pomogła uwolnić się bohaterowi z objęć podstępnej boginki.
Wyruszamy więc śladami Odyseusza, tyle że my dotrzemy tam samolotem i promem, nie żaglowcem.

Gozo to mniejsza, siostrzana wyspa Malty, wyspiarskiego kraju położonego na Morzu Śródziemnym na południe od Sycylii.
Stolicą wyspy jest Victoria, która do 1897 roku nosiła nazwę Rabat.

Przez wieki położona na archipelagu kilku wysp Malta znajdowała się pod panowaniem różnych władców. Fenicjan, którzy zakończyli czasy izolacji wyspy i nawiązali kontakty handlowe z sąsiednimi ludami.
Rzymian podczas panowania których na wyspie przebywał św. Paweł, prowadząc tam misje chrześcijańskie.
Arabów, którzy wywarli ogromny wpływ na ukształtowanie się kultury maltańskiej głównie w dziedzinie języka.
Panowanie Zakonu Maltańskiego rozpoczęło złoty okres w dziejach wyspy, zbudowano wtedy wiele fortyfikacji a Malta zaczęła odgrywać ważną rolę na scenie europejskiej.
Pod panowaniem Wielkiej Brytanii wyspa została kolonią brytyjską a w czasach II wojny światowej była ważną brytyjską bazą morską i lotniczą w środkowej części Morza Śródziemnego.
Obecnie, od 1964 roku jest wolnym krajem i członkiem Unii Europejskiej.

Podróż

Spotykamy się o siódmej rano na lotnisku w Modlinie. Cała grupa liczy 10 osób. Iwonka z Grzesiem i dwiema córeczkami, czteroletnią Emilką i maleńką, kilkumiesięczną Dianą, Monika, Patrycja, Adaś, Artur, Ziemek no i ja, wasza Matka Pszczoła 😉 Lot trwa trzy godziny, więc już o 13.00 lądujemy na Malcie gdzie czeka na nas taksówka mająca przetransportować całą grupę na prom. Przeprawa promem z Cirkewwa do portu w Mgarr trwa 20 minut i już wpadamy w objęcia roześmianej, czekającej na nas Kasi.

Nasz pobyt na Gozo obsługiwać będzie firma Free Life założona przez uroczą polską parę Kasię i Pawła. Jeśli szukacie fantastycznych nurkowań, bezproblemowej obsługi i zakwaterowania w pięknych miejscach to właśnie ich polecam z czystym sumieniem.
Już nie pierwszy raz korzystamy z usług Free Life. Wcześniej gościliśmy u nich w Egipcie, podczas pobytu w Safadze. Później przenieśli się na Gozo i od 2015 roku prowadzą tam działalność. W posiadaniu firmy jest obecnie 10 pięknych domów i apartamentów.
Większość domów na Gozo to tzw. farmhousy, piękne stare wille z obszernymi tarasami, basenem i rustykalnym wnętrzem.

Zakwaterowanie

Nasz farmhouse to Willa Orchidea w miejscowości Xaghra. Dom znajduje się przy cichej uliczce o szeregowej zabudowie, biegnącej dalej w dół aż do portu w pobliskim Marsalforn. Po drugiej stronie wychodzimy na piękny dwupoziomowy taras z basenem, skąd rozciąga się warty milion dolarów widok na dolinę okoloną wzgórzami, miasto Marsalforn i morze. Wewnątrz cztery duże, komfortowe pokoje, każdy z oddzielną łazienką i balkonem, dobrze wyposażona kuchnia i wygodna obszerna jadalnia. Tutaj się rozgościmy na nadchodzący tydzień.

Po zakwaterowaniu i umówieniu się na następny dzień Kasia żegna się z nami i pędzi po kolejną grupę turystów.
Rozlokowujemy się w pokojach i postanawiamy wybrać się na kolację do leżącego w dole Marsalforn.

Po powrocie, najedzeni, marzymy już tylko o kąpieli i śnie.

Niedziela 9 października

Hondoq Bay

Nasz pierwszy dzień nurkowy jak zwykle poświęcamy na poznanie z naszym przewodnikiem. Tym razem będzie się nami opiekował Andrea, spokojny, sympatyczny Włoch, nurek z wieloletnim doświadczeniem, instruktor, nurek techniczny i jaskiniowy.

Andrea zabiera nas na pierwsze miejsce nurkowe – Hondoq Bay. Na tej niewielkiej plaży z wygodnym wejściem do wody okoliczne bazy nurkowe lubią organizować kursy nurkowania dla początkujących, intra nurkowe oraz check dives, czyli pierwsze, testowe nurkowania przyjeżdżających grup, organizowane w celu poznania umiejętności uczestników podwodnych wycieczek, sprawdzenia sprzętu i wyważenia się.

Płytka, spokojna zatoczka porośnięta jest morską trawą i usiana leżącymi na dnie płaskimi głazami, pośród których kręcą się ryby. W załomach skalnych kryją się jeżowce, rozgwiazdy i nieliczne, trudne do wypatrzenia, małe mureny.
Na całym dnie możemy zaobserwować dużą ilość wieloszczetów. Trzeba uważać. Te wędrujące po dnie robaki wystrojone w przypominające białe futerko włoski wydzielają silną toksynę. Z daleka z rękami!

Tuż po zanurzeniu zauważamy dużą ilość zawieszonych w toni meduz różnej wielkości. Te mniejsze ciągną za sobą długie, cieniutkie jak włos parzydełka. Oj, dobrze że mamy na sobie skafandry, mogłoby zaboleć. Zauważam też inne, wielkości arbuza o pomarańczowych kapeluszach i masie wiszących pod spodem fioletowych i białych kuleczek. To Cotylorhiza Tuberculata zwana również meduzą śródziemnomorską lub Fried Egg. Są fantastycznymi modelkami do zdjęć!

Daħlet Qorrot

Kolejne miejsce to Daħlet Qorrot. Inna zatoczka z wygodnym, żwirowym wejściem do wody.
Pod wodą oglądamy istny labirynt sterczących z dna form skalnych i olbrzymich głazów, pomiędzy którymi kryją się porośnięte gdzieniegdzie trawą piaszczyste polanki.
Tutaj meduz nie ma, za to kręci się cała masa ryb. Pojedynczo i w ławicach uwijają się w przesmykach labiryntu w poszukiwaniu partnera lub pożywienia. Czasem, zaciekawione, przyglądają się nurkom. Promienie słońca tworzą pod wodą śliczne wachlarze, oświetlając ten pełen życia spektakl i malując na białym piasku dna tęczowe wzory.

Dobrze że nawet na to płytkie nurkowanie w spokojnej zatoczce zabrałam kompas. Klucząc się wśród skał szybko zgubiłam poczucie kierunku i gdyby nie on, musiałabym się wynurzyć, żeby odnaleźć drogę powrotną.

Jaskinia Kalypso

Po nurkowaniach zostaje nam jeszcze dużo czasu. Grupa nie należy do wielbicieli bezczynnego leżenia nad basenem i popijania drinków, więc szybko rodzi się pomysł pieszej wędrówki do najsłynniejszej jaskini na Gozo – Kalypso Cave. Idziemy piechotą? No oczywiście! Szybko sprawdzamy marszrutę. Okazuje się że grota położona jest w pobliżu najpiękniejszej plaży na Malcie – Ramla Bay oraz drugiej groty, Tal-Mixta, z której warto obejrzeć zachód słońca. Zdążymy?
Idziemy spokojnymi, cichymi uliczkami Xaghry. Miasta Gozo charakteryzują się niską zabudową. Domy w kolorze piasku i beżu ozdobione są przypominającymi styl mauretański balkonikami. W zaułkach stoją donice z pięknie kwitnącymi krzewami bugenwilli lub hibiskusa, gdzieniegdzie po ścianach pną się wysokie kaktusy. Z racji wyspiarskiego klimatu rośliny na Gozo muszą być odporne na wysokie temperatury i suszę. Najczęstszym widokiem są ogromne opuncje, tworzące masywne, kolczaste żywopłoty.

Droga wiedzie raz w górę, raz w dół, czasem wyasfaltowaną uliczką, innym razem kamienistą ścieżką.
Po około 40 minutach docieramy do groty Kalipso. I tutaj czeka nas rozczarowanie – grota jest zasypana, nie można do niej wejść. Postanawiamy skorzystać z tarasu widokowego aby obejrzeć rozciągającą się u stóp klifu panoramę Ramla Bay. Jest piękna!
Łatwo sobie wyobrazić Nimfę Kalipso stojącą w tym miejscu i oglądającą jak wracające z wojny trojańskiej żaglowce Odyseusza wpływają do zatoki.

Tam właśnie zamierzamy zejść.
Wracamy na drogę i po kilku chwilach docieramy do zadziwiającego, opuszczonego budynku. Przestronna, piękna budowla, której białe ściany „ozdobione” zostały graffiti o tematyce nocnych klubów, zagradza nam dalszą drogę. Przez chwilę błądzimy po przestronnych, jasnych pomieszczeniach, dziedzińcach i tarasach, szukając przejścia. To prawdziwy pałac! Dlaczego taki piękny budynek z widokiem na morze został opuszczony i pozostawiony na pastwę burz i wiatrów? Być może stojąca na skraju niezbyt stabilnego klifu budowla jest zagrożona zawaleniem?
Znajdujemy przejście i wąską, stromą ścieżką schodzimy na plażę.

Ramla Bay i Tal-Mixta

Ramla Bay to chyba najpiękniejsza plaża na Malcie. Ceglastoczerwony piasek kontrastuje z błękitną wodą zatoki, okolonej przez wysokie klify.
Jest późno, a my chcemy oglądać zachód słońca z położonej wysoko na skale po drugiej stronie plaży groty Tal-Mixta. Szybkim marszem przecinamy piaszczysty obszar i zaczynamy wspinaczkę. Kolejna stroma ścieżka, tym razem w górę. Gdzieś w głębi duszy zalęga mi się wdzięczność do trenerów za znienawidzone przez mnie treningi kardio… Nie polecam tej trasy osobom bez kondycji, konieczne są także wygodne buty, dobrze chroniące stopę. Ale jeśli zdecydujecie się nią, widoki wynagrodzą trudy wędrówki! Po 15 minutach szybkiej wspinaczki jesteśmy na miejscu.
Słońce właśnie zachodzi, barwiąc wodę i plażę wszystkimi odcieniami czerwieni. Siadamy na piasku i popijając maltańskie piwo zachwycamy się tym naturalnym landszaftem oprawionym w ramy z piaskowca.
Cały spektakl trwa może z 10 minut, potem czerwona kula chowa się za klifem po drugiej stronie zatoki. Panorama odzyskuje swoje naturalne barwy.

Do Tal-Mixta można również podjechać samochodem. Z drugiej strony jaskini znajduje się wygodny podjazd i parking, jest więc ona dostępna również dla osób które nie chcą lub nie mogą pozwolić sobie na karkołomną przeprawę przez klify.

Xaghra

Pośród zapadającego zmroku wracamy powoli do Xaghry. Głodni!
Na Gozo, wyspie osiągającej wielkość 67 km2, miasta i miasteczka można policzyć na palcach. Jest ich 18 włącznie ze stolicą. Zadziwiające że w tak niewielkiej społeczności zaistniała potrzeba wybudowania aż 46 kościołów! Oznacza to że jeden kościół przypada na 1,5 km2 powierzchni… Niemalże każda dzielnica miasta posiada swojego świętego patrona. Nierzadki jest również widok świętych figurek ustawionych na balkonach lub tarasach domów albo wbudowane w ich ściany oszklone kapliczki. Ciekawostką jest też to że każdy z domów na Gozo ma, oprócz numeru i adresu swoje indywidualne imię. Najczęściej opisane na tabliczce wmurowanej w pobliżu drzwi. Drzwi natomiast są kolorowe – czerwone, niebieskie lub zielone, jako chyba jedyny możliwy do pomalowania element elewacji (elewacje nie są malowane ponieważ zabrania tego polityka spójności urbanistycznej).

Nasza wygłodniała gromadka dociera na główny plac w Xaghra, nad którym góruje strzelista sylwetka Bazyliki Narodzenia Najświętszej Maryi Panny (Knisja Kolleġġjata Bażilika ta’ Marija Bambina). Plac usiany jest ogródkami restauracyjnymi przykrytymi kolorowymi parasolami i markizami, gdzie wieczorami biesiadują odpoczywający po pracy miejscowi oraz zmęczone wędrówką grupy turystów. Cały mieni się kolorami i lśni od świateł.
Siadamy przy wolnym stoliku w Rubble Bar, knajpce stylizowanej na brytyjski pub. Zamawiamy lokalne specjały, wśród których prym wiodą owoce morza i królik, podawane na tysiąc sposobów. Do picia piwo lub wino. Miejscowe piwo nie jest złe, ale to wszystko co można o nim napisać, natomiast maltańskie wina są delikatne i lekkie, o wyraźnym, owocowym aromacie. Koneserów prawdopodobnie nie przekonają, ale mi – laikowi, bardzo smakowały.

Poniedziałek 10 października

Andrea odbiera nas spod domu o 8.30 rano.
Poranek jest ładny, ale po południu zapowiadają burzę i silny wiatr. Musimy zdążyć z naszymi nurkowaniami zanim nastąpi załamanie pogody. Wybieramy więc dwa miejsca położone blisko siebie – Reqqa Point i Cathedral Cave, obydwa dostępne z Xwejni.

Xwejni

To miejsce niezwykłe. Jak okiem sięgnąć nad brzegiem klifu rozpościerają się przypominające szachownicę panwie solne, baseny służące do pozyskiwania soli przez odparowanie morskiej wody. Produkcja soli morskiej na Gozo ma wielowiekową tradycję przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Pierwsze wzmianki o panwiach solnych na Gozo pochodzą sprzed 350 lat.
Ze względu na niespotykany krajobraz jest to miejsce chętnie odwiedzane przez turystów, jednak wciąż zachowuje swoje naturalne piękno. Nie ma tutaj mowy o kiczowatych straganach i sklepikach z pamiątkami. Tutaj również zjeżdżają się nurkowie w różnych stron świata. Pod wodą jest równie pięknie co na powierzchni.

Reqqa Point

Nasz pierwszy przystanek. Nurkowanie zaczynamy od zejścia po metalowej drabince po pionowej ścianie klifu. Skończyły się żarty i łagodne wejścia do wody – teraz trzeba już troszkę się pomęczyć. Gozo jest skalistą wyspą i zejście do większości miejsc nurkowych wymaga trochę wysiłku. Ale warto!
Zanurzamy się przy pionowej ścianie i płyniemy wzdłuż niej aż do szczytu rafy który zaczyna się na 17 metrach i odbija wąskim grzbietem w głąb morza. Spotykamy tu masę życia, groupery, barakudy, chromisy, kolorowe pawiki, barweny, strzępiele i całe ławice srebrnych złotokresów a rafę urozmaicają gąbki, ukwiały i mszywioły.

Po wyjściu nie zdejmujemy skafandrów, zmieniamy jedynie butle. Sprzęt podjedzie na samochodzie a my zrobimy sobie krótki spacer na kolejne miejsce nurkowe.

Cathedral Cave

Jakieś 100 metrów dalej szykujemy się do nurkowania w Cathedral Cave.
Tutaj zejście do wody należy do najtrudniejszych na Gozo. W pełnym sprzęcie powoli schodzimy po ostrych skałkach aby ostatecznie stanąć na brzegu pionowego poszarpanego klifu. Trzeba uważnie stawiać stopy. Przy obciążeniu, które dźwigamy na plecach, jeden nieostrożny ruch i złamanie nogi gwarantowane! Tafla wody znajduje się jakieś 5 metrów poniżej. Można zejść po drabince. Można skoczyć. Wybieram to drugie. Daleko na horyzoncie powoli zbierają się chmury burzowe.
Już w wodzie zakładamy płetwy, maski i całą grupą zanurzamy się na głębokość około 5 metrów po czym wzdłuż ściany płyniemy do wejścia do jaskini.
Cathedral to olbrzymia, otwarta na morze grota. Na dnie leżą ogromne odłamki skalne a pod sufitem znajduje się warstwa powietrza. Tam, w połowie nurkowania możemy się na chwilę wynurzyć aby obejrzeć strop. Po pięciu minutach zanurzamy się znowu i odwracamy w kierunku wyjścia. Ten moment jest chyba najbardziej spektakularny podczas całego nurkowania! W ciemności łuk wejścia rozświetla się piękną, bladoniebieską poświatą. Im jesteśmy bliżej, tym jaśniejsze jest światło.
Szkoda że nie świeci słońce, widok byłby jeszcze piękniejszy.

Niebo tymczasem przybiera siną barwę. Szybko pakujemy sprzęt do samochodu i w pierwszych kroplach deszczu wracamy do domu. Zdążyliśmy! Niestety nawałnica, która przetacza się nad wyspą skutecznie unieruchamia nas w domu na resztę dnia. Zero zwiedzania, zamawiamy więc pizzę dla wszystkich i rozsiadamy się wygodnie w zaciszu domu. Wieczorem zrobimy sobie seans filmowy.

Wtorek 11 października

Azure Window

Dzisiaj dwie perełki nurkowe Gozo – Blue Hole i Inland Sea. Jeszcze w 2015 roku, podczas naszego poprzedniego pobytu, mogliśmy przy okazji napawać się widokiem pięknego Azure Window. Pamiętam jak podczas nurkowania, przepływając pod łukiem odwróciłam się na plecy i spod wody oglądałam ten spektakularny widok. Zastanawiałam się wtedy co by było gdyby ten wiszący 100 metrów nade mną olbrzymi kamienny pomost się zawalił…
Zawalił się rok później, podczas sztormu. Na szczęście ze względu na podłą pogodę, sztorm, nawałnicę i silny wiatr nie było w jego okolicy żadnych turystów.

Blue Hole

Na parkingu ubieramy się w sprzęt i z płetwami pod pachą wędrujemy spory kawałek do wody.
Oczywiście po kamieniach. Oczywiście ostrożnie. Schodki w górę, ścieżka, schodki w dół, wąskie przejście pomiędzy głazami, znowu w dół, niecka pełna stojącej wody. Kamienny próg. Jeszcze trochę ostrych skałek. Uff. Stojąc już w wodzie zakładamy płetwy i zanurzamy się w obramowanej jasnymi skałami studni.
Tutaj Blue Hole nie jest taki wielki jak ten z Dahab, jednak również robi wrażenie. Na głębokości około 5 metrów szeroki arch wyprowadza nas na otwarte morze. Płyniemy w prawo, w kierunku zawaliska Azure Window.
Na dnie leżą gigantyczne głazy. Kluczymy pomiędzy nimi. Ostre, niewygładzone jeszcze przez wodę krawędzie i brak porostów świadczy o niedawnej katastrofie. Wśród nich uwija się życie. Dla muren, ryb, rozgwiazd i innych mieszkańców podwodnego świata powstało nowe osiedle mieszkaniowe. Jest tu cała masa dziur i kryjówek stanowiących doskonałe schronienie przed drapieżnikami i bazę wypadową do polowań dla tychże. Morze, jak zawsze, zaadaptowało pozostałości z powierzchni w sposób zaiste mistrzowski.
Wracamy do Blue Hole przez arch, przecinamy studnię i wpływamy do niewielkiej groty. Oglądamy niewielką kawernę i kończymy nurkowanie.

Inland Sea

Drugie miejsce, Inland Sea to zatoka zamknięta wysoką skalną ścianą pośrodku której widnieją wrota długiego tunelu ciągnącego się pomiędzy skałami przez 80 metrów. Jest to jedyne wyjście na otwarte morze.
I właśnie ten tunel jest dla nas największą atrakcją.
Zanurzamy się tuż przed wejściem. Trzeba uważać bo górą pływają łodzie przewożące turystów. Nagłe wynurzenie nurka w tunelu może się więc skończyć czołowym (dosłownie) zderzeniem.
Sama zatoka jest bardzo płytka. Osiąga najwyżej kilka metrów głębokości. Przy wejściu do tunelu leży zwałowisko głazów. Mijamy je i na głębokości około 9m napotykamy piaszczyste dno. Ciągnie się ono aż do wyjścia na morze, wciąż opadając aż do 27m.
Ściany tunelu są od siebie odległe o 5 – 6 metrów. Wysokie, pionowe, mroczne, są piękną oprawą dla wpadającego z otwartego morza błękitnego światła. Widok jest urzekający.
Wpadamy w otwartą czeluść morza i skręcamy w lewo, trzymając się pionowej ściany. Tutaj dno opada poniżej 50 metrów. Lubię takie nurkowania, szczególnie w czystej wodzie o wysokiej przejrzystości. W takich warunkach czuję się jakbym szybowała w wysokich górach na skrzydłach wiatru. Niesamowite uczucie!


„Nurkowanie na Gozo to była piękna przygoda. Pomimo przeciwności losu (choroby krążące po nas tuż przed wylotem) i trudności logistycznych (podróż z dwójką maluchów, w tym jednym 5-miesięcznym karmionym piersią pomiędzy nurkami) udało nam się całą rodziną polecieć i mam to OWD zakończone w pięknych okolicznościach na Gozo! Już na pierwszym nurkowaniu na wodach otwartych – w Hondoq Bay miałam okazję popływać w ciepłej lazurowej wodzie z ogromną pomarańczową meduzą. Już na drugim zaliczyłam pierwszy skok w sprzęcie do wody. Z kolei na trzecim przeżyłam całą gamę emocji – począwszy od podwodnej paniki opanowanej profesjonalnie przez naszą instruktorkę Anię po pełen zachwyt głębią, skałami i wielkimi ławicami rybek oraz niezwykłą Catherdal Cave – wspaniałe przeżycie. Wszystko to w towarzystwie Moniki, z którą znamy się od wielu lat, i z którą wspólnie ukończyłyśmy kurs OWD na Gozo oraz jak się okazało – fajnie „dogadujemy” się pod wodą. Było cudnie 🙂”

Iwona

Xerri’s Grotto

Po południu wybieramy się na krótką wycieczkę do jednego z najdziwniejszych miejsc  na świecie – domowej jaskini Xerri’s Grotto.
Jej historia sięga roku 1923, kiedy Anthony Xerri, chcąc wywiercić we własnym domu studnię, na głębokości 7 metrów natknął się na przepiękną jaskinię, pełną stalaktytów, stalagmitów i innych naciekowych form skalnych.
Docenił skarb, który odkrył. W miejscu pierwotnie zaplanowanej studni wybudował strome, kręte, prześliczne schodki prowadzące w dół i oświetlił delikatnym światłem wspaniałe, kryjące się dotąd w wiecznym mroku komnaty. Nie chcąc zniszczyć naturalnego piękna jaskini wytyczył wąską ścieżkę prowadzącą pomiędzy skalnymi rzeźbami po czym udostępnił to miejsce zwiedzającym. Tak oto powstała atrakcja turystyczna, do której do dnia dzisiejszego wchodzi się pukając do drzwi prywatnego domu. Oprowadzającym jest zawsze któryś z członków licznej rodziny pana Xerri, którego portret wisi w przedsionku, tuż przed zejściem w podziemia.
Tym razem naszym przewodnikiem była przemiła starsza pani, być może córka odkrywcy, którą naszym niezapowiedzianym najściem oderwaliśmy chyba od domowych porządków, bo otworzyła nam drzwi z mopem w ręku 🙂
Fajne, prawda?

Środa 12 października

Xatt l-Ahmar

Dzień wraków. Nareszcie.
Naszym dzisiejszym celem jest Xatt l-Ahmar, położone na południowo wschodnim wybrzeżu Gozo. To popularne wśród nurków miejsce, gdzie blisko siebie leżą trzy wraki: MV Cominoland, MV Karwela i MV Xlendi.
Wszystkie są dostępne również dla nurków rekreacyjnych, jednak ich położenie na głębokości przekraczającej 30 metrów wymaga wysokiego stopnia zaawansowania. Chcemy odwiedzić MV Cominoland i MV Karwela, MV Xlendi zostawiając na jutro. Dwa głębokie nurkowania pod rząd to już wystarczający wysiłek dla organizmu, a zaplanowaliśmy na dzisiaj jeszcze trzecie nurkowanie, które z konieczności musi być płytsze.

MV Karwela

Zaczynamy od leżącego na głębokości 40 metrów MV Karwela.
Historia wraku zaczyna się w Niemczech w 1957 roku. Ten 50m statek pasażerki pierwotnie nosił nazwę M/S Frisia II, a w 1977 został przemianowany na MV Nordpaloma. Od 1992 roku stał się częścią floty Captain Morgan Cruises i woził pasażerów na rejsy wycieczkowe wokół Malty, Gozo i Comino wraz z siostrzaną jednostką MV Cominoland.
Ma dwa pokłady i oferuje świetne warunki do fotografii podwodnej i eksploracji wnętrza. Szczególnie malownicza jest klatka schodowa pomiędzy pokładami.

MV Cominoland

Po półtoragodzinnej przerwie powierzchniowej wracamy do wody. Ty razem chcemy odwiedzić drugi wrak – MV Cominoland.
To trzydziestopięciometrowy statek pasażerski. Dawniej pływał on jako statek wycieczkowy Captain Morgan Cruises, wożąc pasażerów wokół wyspy Comino oraz po zatoce w pobliżu Valetty.
Został zatopiony wraz z MV Karwela w 2006 roku i od tego czasu jako sztuczna rafa jest atrakcją dla nurków. Leży na stępce na piaszczystym dnie, stanowiąc doskonały obiekt do nurkowań wrakowych i fotografii.

Obydwa wraki przed zatopieniem zostały oczyszczone przez Cassar Ship Repair w celu ochrony środowiska naturalnego i stworzenia warunków do życia dla mieszkańców morza. Usunięto z nich 18 ton paliwa i smarów. Stały się domem dla niezliczonych gatunków ryb, muren, gąbek, koralowców, osłonic czy gorgonii. Uważny obserwator dostrzeże tam również ukrywające się wśród koralowców przepiękne, maleńkie ślimaki nagoskrzelne i koniki morskie.

Lubię wsłuchiwać się w historie opowiadane przez wraki, które odwiedzam podczas nurkowań. Często są to opowieści o ogromnych tragediach jak na Salem Express, o wojnach i bitwach jak na SS Thistlegorm, ciekawych przygodach jak w przypadku Barona Gautsha.
Wraki Gozo są ciche, spokojne. Cóż one mogą opowiedzieć? A jednak o czymś cichutko szepczą. O szczęśliwych, roześmianych ludziach, korzystających ze słońca i łagodnych powiewów wiatru. O maleńkim Comino na którym mieszkają tylko dwie osoby, o Błękitnej Lagunie, o Valettcie – stolicy Malty. Mają swoją historię, trzeba się tylko dobrze wsłuchać.

Ras il-Hobz (Middle Finger)

Na trzecie tego dnia nurkowanie jedziemy na wybrzeże Xwejni.
Niedaleko zatoczki Xwejni Bay jest mejsce o wiele mówiącej nazwie Middle Finger. Pod wodą wygląda to dokładnie tak, jak sobie wyobrażacie ;). Z dna wyrasta otoczona głazami pojedyncza wysoka kolumna. Prawdziwa nazwa tego spotu to Ras il-Hobz, ale mało kto jej używa. Ciekawe czemu…? 😉
Podstawa kolumny zaczyna się na głębokości 40m i pnie się w stronę powierzchni aż do 10m. To miejsce o największej ilości i różnorodności życia morskiego na Gozo. Tysiące ryb pływają w ławicach wokół stożka stanowiąc doskonałą scenerię do fotografii podwodnej.
Kręcimy się wokół tego wymownego gestu Posejdona przez dobre 40 minut. Moja kamera chyba padnie z wyczerpania, bo co chwilę widzę nowy, wspaniały kadr do fotografii. Mam wrażenie, że ryby i nurkowie sprzysięgli się w celu rozładowania do zera baterii w moim GoPro 😉 W końcu jednak trzeba się wynurzyć.

Na dzisiaj koniec. Andrea odwozi nas do domu gdzie po szybkim posiłku padamy z nóg. Wcześnie idziemy spać, nikt nie ma siły na dłuższe wędrówki po wyspie.

„Muszę przyznać, że po kilku latach ciągłego powracania na wspaniałe rafy Egiptu byłem lekko sceptycznie nastawiony do wyjazdu nad Morze Śródziemne. Jak wiadomo, próżno tam szukać pod wodą wielobarwnych koralowców, czy też „większego zwierza”. Wybierając się na Gozo nie miałem absolutnie pewności, czy tamtejszy świat podwodny będzie mi w stanie to zrekompensować. Ostatecznie postanowiłem jednak spróbować czegoś nowego. I absolutnie nie żałuję! Bogactwo tamtejszych formacji skalnych oraz uroki podwodnych kanionów i grot wielokrotnie zapierały dech w piersiach (co wyjaśniałoby stosunkowo małe zużycie powietrza 🙂). Jeżeli ktoś nie ma pewności, czy nurkowanie jaskiniowe jest dla niego, jaskinie Gozo doskonale rozwiewają te wątpliwości. Z jednej strony stosunkowo łatwe, a więc i bezpieczne, z drugiej strony zdolne zaimponować swoim rozmiarem i majestatem. Podwodny świat Gozo jest więc idealny, by zweryfikować swój zapał do nurkowania w zupełnie odmiennym od Egiptu środowisku. Mój bez wątpienia został zweryfikowany pozytywnie 🙂”
Adam

Czwartek 13 października

MV Xlendi

Wracamy do Xatt l-Ahmar aby odwiedzić trzeci wrak – MV Xlendi.
Został on zwodowany w Danii jako prom kolejowy MV Helsingør. Zakupiony w 1990 r przez Gozo Channel Co Ltd został przemianowany na MV Xlendi i pod tą nazwą pływał jako dwustronny prom towarowy pomiędzy Maltą a Gozo aż do roku 1999 kiedy to wycofany został z użytku i zatopiony w celu utworzenia sztucznej rafy i atrakcji dla nurków. Był pierwszym z trzech wraków w Xatt l-Ahmar.
Ma 80 metrów długości i leży na głębokości 41 – 44 metrów na piaszczystym dnie, odwrócony stępką do góry. Zwiedzanie wnętrza wraku nie jest bezpieczne ze względu na niestabilność konstrukcji i zagrożenie zarwaniem się elementów wnętrza. W miejscach umożliwiających wpłynięcie do środka umieszczone zostały tabliczki ostrzegawcze.

Billinghurst Cave

Na ostatnie nurkowanie tego wyjazdu wybieramy miejsce mające być dla nas prawdziwą wisienką na torcie. Billinghurst Cave. Jaskinia jest dostępna dla nurków rekreacyjnych ze względu na duża poduszkę powietrzną pod stropem. Możemy? No to korzystamy!
Wchodzimy do wody po drabince i zanurzamy się w błękitnej toni. Od razu naszym oczom ukazuje się ciemniejący w skalnej ścianie otwór wejścia do jaskini. Kusi. Zaprasza. Schodzimy na głębokość 17 metrów i mrocznym korytarzem wpływamy w głąb. Na takie nurkowanie konieczne jest zabranie ze sobą światła. Włączamy latarki i oświetlamy ściany tunelu. Ile kolorów! Zawsze zadziwia mnie jak bogata jest paleta barw w miejscach kryjących się w wiecznej ciemności. Jaki cel ma tak szalone ubarwienie żyjących tam stworzeń?

Po chwili tunel rozszerza się w ogromną podziemną komnatę. Kieruję światło do góry, promień latarki załamuje się na powierzchni i rozbija refleksami na stropie wznoszącym się kilka metrów ponad lustrem wody. W jaskini rozpięta jest poręczówka. Płyniemy jeden za drugim nie oddalając się od niej. To nasza nić Ariadny. W przypadku utraty światła lub zmącenia wody tylko dzięki niej znajdziemy drogę powrotną. Robimy wycieczkę dookoła jaskini zataczając coraz płytsze kręgi przy ścianach. Szkoda że mam zbyt mało światła do robienia zdjęć. Sceneria oświetlana mieczami świetlnymi trzymanych przez nurków latarek przypomina lądowisko statków kosmicznych, jak z planu filmowego science fiction. Plama światła przesuwa się po skałach, wydobywając z mroku coraz to inne formacje skalne na tle których przesuwają się czarne sylwetki nurków rzucając na ścianę swoje mroczne cienie.

Cała grupa trzyma się razem. Dzięki latarkom mogę policzyć czy wszyscy są. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć. Jesteśmy już płytko. Tuż nad nami promienie światła rozbijają się na wzburzonej naszym oddechem powierzchni. Zaglądamy do niewielkich grot wypłukanych przed wodę w ścianach jaskini. Mieszkają tam maleńkie krewetki i kolorowe kraby. Nie są zadowolone, kiedy błyskamy im światłem po oczach. Szybko cofają się w przyjazny mrok. Na chwilę wynurzamy głowy ponad powierzchnię wody. Tutaj w odróżnieniu od Cathedral nie ma żadnego dopływu świeżego powietrza z zewnątrz, nie możemy więc wyjąć automatów z ust. Nie wiadomo jaką mieszankę gazów wciągnęlibyśmy do płuc wraz z pierwszym oddechem. To powietrze jest równie stare jak sama jaskinia.
Żeby wrócić musimy na powrót zanurzyć się na 17 metrów. Wypływając przez tunel oglądamy obramowaną czarnymi skałami błękitną plamę światła wpadającego z otwartego morza. Tutaj mogę zrobić kilka zdjęć. Na jasnoniebieskim tle cykam kilka kadrów wpływającym w światło chłopakom. Będzie pamiątka z ich pierwszego nurkowania w jaskini 🙂
Już w otwartej wodzie wisimy na safety stop przy okazji ustawiając się do grupowej fotki.
Artur żegna się z Posejdonem i wracamy z krainy czarów do zwykłego świata.
Koniec.

Andrea odwozi nas do domu. Żegnamy się z nim dziękując za wspaniałe nurkowania pod jego przewodnictwem. Mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy.

„Wyjazd na Gozo w archipelagu Maltańskim może nie zachwyca takim bogactwem podwodnego życia jak Egipt, ale rozbija bank jeśli chodzi o naturę martwą – czytaj skały, jaskinie i wraki. To są widoki, które absolutnie warto zobaczyć na własne oczy!  Wisienką na torcie (i od razu ostrzegam – to spowoduje dalszy rozwój sytuacji) jest jaskinia Billinghurst. 🤨❤️ I to był game changer! Mały kamyczek, który – jestem pewien – spowoduje, że moja droga w „karierze nurkowej” będzie prowadziła do kursu jaskiniowego. Żadne zdjęcia czy filmiki nie są w stanie opisać uczucia bycia w jaskini i zobaczenia tego co można tam doświadczyć  Absolutny amazing view! Dosłownie „a view to a kill”!  Polecam z całego serca! 🙂”
Artur

Piątek 14 października

To nasz ostatni dzień na Gozo.
Ponieważ nie możemy nurkować na 24 godziny przed planowanym wylotem, ten czas spędzimy na zwiedzaniu wyspy. Oczywiście pieszo 😉

Ġgantija

Pierwszym miejscem na naszej liście jest datowane na 3600 rok p.n.e. stanowisko archeologiczne Ggantija.
To dwie megalityczne świątynie zaliczane są do najstarszych budowli z obrobionego kamienia na świecie. Wiekiem ustępują jedynie tureckiemu Gobekli Tepe. Prawdopodobnie było to miejsce kultu płodności, o czym świadczą znalezione podczas wykopalisk figurki. Zbudowane z gigantycznych bloków wapiennych, ważących nawet 50 ton. Stąd nazwa zabytku – Ggantija pochodząca od maltańskiego słowa „ġgant” czyli olbrzym.
Według legendy świątynię zbudowała olbrzymka Gozitan, która urodziła dziecko człowiekowi dając początek zamieszkującej wyspę populacji gigantów.
W rzeczywistości zamieszkujący te tereny ludzie osiągali wzrost około 150 cm. Dawna cywilizacja istniała tu aż do roku 2500 p.n.e. po czym zniknęła. Dlaczego? Nie wiadomo…

Prace wykopaliskowe w tym miejscu rozpoczęto w 1827 r. pod kierownictwem płk. Otto Beyera a 1890 roku świątynia została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wstęp kosztuje 10 euro ale warto pozwolić sobie na ten wydatek. Po wejściu droga prowadzi najpierw przez muzeum, gdzie możemy obejrzeć artefakty znalezione podczas wykopalisk. Największe wrażenie robią na mnie śliczne, kilkucentymetrowe figurki ludzi i zwierząt. Figurki mężczyzn zostały wyrzeźbione w kształcie fallicznym. Są smukłe i wysokie. Natomiast wszystkie figurki kobiet przypominają Wenus z Willendorfu, przysadziste, z mocno zaakcentowanymi krągłościami w okolicy bioder..

Prawdopodobnie są to figurki wotywne, ofiarowane w świątyni w celu zapewnienia przychylności bóstw. Ale to tylko nasze domysły. Tak naprawdę nie wiemy nic o tajemniczej cywilizacji, której budowle zachwycają rozmachem.
Możemy przysiąść na chwilę w sali muzealnej i obejrzeć przygotowane przez naukowców wirtualne rekonstrukcje świątyni. Wskazują, że była ona wyższa niż sięgające dzisiaj sześciu metrów pozostałości. Po wyjściu z muzeum naszym oczom ukazuje się budowla górująca nad całą wyspą. W oddali rozciąga się panorama Gozo sięgająca aż do widocznego na horyzoncie morza.
Spacerujemy ścieżką prowadzącą przez świątynie, podziwiając ściany i ołtarze zbudowane w czasach poprzedzających wynalezienie metalu i koła, z olbrzymich kamiennych bloków dopasowanych z taką starannością że przetrwały do dzisiaj. Ta świątynia jest starsza niż egipskie piramidy i Stonehenge!

 Il-Mitħna ta’ Kola

Kolejnym przystankiem na naszej trasie jest stary wiatrak Ta’Kola w Xaghra. To zaledwie kilkaset metrów od Ggantiji.
Z zewnątrz młyn wygląda niepozornie, jednak wnętrze przeniesie nas do dawnych czasów, kiedy kwitło tu życie.
Historia młyna sięga roku 1725, kiedy na wyspie władzę sprawował Wielki Mistrz Manoel de Vilhena. Nazwa budynku pochodzi od jego ostatniego właściciela Guzeppi Grecha zwanego przez miejscowych Żeppu ta’Kola czyli Żeppu (Józef) syn Kola (Mikołaja).
Wewnątrz udostępniono zwiedzającym zarówno pomieszczenia gospodarcze jak i mieszkalne. Na parterze są warsztaty, piece i składy narzędzi, na piętrze powyżej pokój jadalny, kuchnia i sypialnie, jeszcze wyżej schody prowadzą do pomieszczenia w którym możemy obejrzeć mechanizm młyna. To prawdziwa podróż w czasie, narzędzia, meble, materiały, ubrania, wyposażenie domu, wszystko to pozwala nam wyobrazić sobie jak wyglądała codzienność mieszkańców w XVIII wieku.

Rabat (Victoria)

Po wyjściu z młyna kierujemy się w dłuższą drogę do Rabatu (Victorii) odległego od kilka kilometrów od Xaghry. Trasa wiedzie wciąż w dół, co wróży forsowny marsz w drodze powrotnej 😉
Po około godzinie (z krótkim przystankiem w punkcie widokowym) docieramy do stolicy Gozo. Tutaj nie jest już tak spokojnie, ulice i place tętnią życiem. Na ulicach pojawia się więcej samochodów, wciąż mijamy grupy turystów. Wszędzie zapraszają nas otwartymi drzwiami knajpki i sklepiki z pamiątkami. Znacie ten obrazek, prawda?
Miasto Rabat jest położone w samym sercu wyspy, co czyni go umowną stolicą Gozo. Rabat to oryginalna nazwa miasta, zmieniona przez Brytyjczyków na Victorię w 1897 roku.
Miejscowi do dzisiaj używają prawdziwej nazwy, ja też przy niej pozostanę 🙂

Citadella

W samym sercu miasta, na wzgórzu wznosi się olbrzymia Cytadela. Tam kierujemy swoje kroki.
Jej budowę rozpoczęli Aragończycy w celu ochrony okolicznych mieszkańców przed pirackimi najazdami. Sukcesywnie rozbudowywana przez kolejne wieki imponuje dzisiaj masywnymi umocnieniami i murami, w koronie których ustawione są ogromne działa.

Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

Na terenie Cytadeli warto również zajrzeć do Katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Uwagę poza licznymi figurami i obrazami przykuwa malowana metodą malarstwa iluzjonistycznego kopuła w nawie głównej, wykonana w 1739 przez Antonio Manuele.
Katedra nie doczekała się prawdziwej kopuły ze względu na brak funduszy.
Warte uwagi są również wmurowane w posadzkę kościoła marmurowe płyty nagrobne wykonane przez lokalnych mistrzów w okresie od XVII do XIX w.
Muzeum katedralne…no coż… kapie od złota i srebra. Powstrzymam od komentarza, moje odczucia w kontekście braku funduszy na wybudowanie prawdziwej kopuły pozostawię dla siebie a Wy dopowiedzcie sobie własne.

Zgłodnieliśmy. W poszukiwaniu najlepiej ocenianej restauracji docieramy na plac Świętego Jerzego nad którym góruje bazylika Św. Jerzego. Tutaj rozsiadamy się pod parasolami małej knajpki i zamawiamy tutejsze specjały. Jedzenie popijamy lokalnym piwem i zadowoleni pozwalamy sobie na pół godziny buszowania po sklepikach z pamiątkami.
Czeka nas droga powrotna (cały czas pod górę…) i pakowanie.

Tal-Furnar

Po powrocie do domu Patrycja namawia nas jeszcze do odwiedzenia małej lokalnej pizzerii Tal-Furnar. Zamawiamy ftirę, rodzaj miejscowej pizzy ze świeżymi warzywami, owczym serem i zawiniętymi brzegami. Pyszna! Troskliwi właściciele, Anna i John, przychodzą co chwila do naszego stolika dopytując czy wszystko nam smakuje. Są przesympatyczni. Anna pozwala mi sfotografować stuletni kamienny piec, w którym od kilku pokoleń gospodarze przygotowują jedzenie dla gości. Ta kolacja do doskonałe zwieńczenie naszego pobytu na Gozo!

O godzinie 2.00 nad ranem podjeżdża po nas taksówka, która odwiezie nas na prom.
Z żalem żegnamy Gozo, ale na pewno tutaj wrócimy!

Uczestnicy wyprawy: Diana, Artur, Ania, Ziemek, Iwonka, Emilka, Monika, Adam, Grzegorz (który robił to zdjęcie) i Patrycja (która w tym czasie wędrowała gdzieś po Rabacie)
Po prawej nasz przewodnik – Andrea

Tekst i zdjęcia: Ania Paszta

 

 

 

 

 

 

 

 

 

KOSZT:
Termin:
-
W CENĘ WLICZONE SĄ:
CENA NIE OBEJMUJE: