Menaville
Ucieczka przed zimą tym razem zaprowadziła nas do Egiptu.
Z lotniska w Warszawie wylot zaplanowany był na 7.15 więc zmuszeni byliśmy wstać o nieprzyzwoitej porze. Ściągnięta przez budzik z ciepłego łóżka o 3.30 rano, półprzytomna z niewyspania spotkałam się z Grzegorzem, Rafałem i Ziemkiem o wpół do piątej na starym terminalu lotniska Chopina. Kolejka czekających na odprawę już zakręcała prawie pod drzwi. Na szczęście udało nam się zdobyć cztery miejsca obok siebie. Lot był miły i spokojny. Ze względu na wczesną porę szczęśliwi rodacy w większości odsypiali zaległości zamiast, jak to często bywa, oblewać radośnie i z rozmachem początek urlopu. Przespałam większą część lotu.
Na lotnisku w Hurghadzie przywitało na słońce i zimny wiatr, który miał nam towarzyszyć przez cały pobyt.
Autokarem z przystankami przy kilku hotelach, dojechaliśmy do Safagi, oddalonej od lotniska w Hurghadzie o około 60 km. Safaga to niewielkie miasto w prowincji Al-Bahr Al-Ahmar na wybrzeżu Morza Czerwonego założone około 280 roku przed naszą erą, nazwane pierwotnie Filotera na cześć zmarłej siostry faraona Ptolemeusza II. Obecnie jest to przede wszystkim ośrodek sportów wodnych takich jak snorkeling, wind- i kitesurfing no i oczywiście nurkowanie na przepięknych rafach koralowych.
Menaville, w którym wykupiliśmy pobyt to sympatyczny, pięknie położony hotel na wybrzeżu, blisko małego portu, z którego łódki wypływają z nurkami na rafy. Szeroka piaszczysta plaża zaprasza do korzystania z kąpieli, tych słonecznych i tych morskich. Goście rozlokowani są w jednopiętrowych apartamentach z niewielkimi tarasami, oplecionymi pięknie kwitnącymi pnączami bugenwilli. Pomiędzy domkami ścielą się wypielęgnowane trawniki otoczone żywopłotami a całości dopełniają palmy daktylowe, akacje i kwitnące krzewy. Hotel nie należy do najwykwintniejszych w okolicy, jednak przesympatyczna obsługa i domowy, spokojny klimat wynagradzają brak złotych klamek i marmurowych schodów.
Dojechaliśmy akurat na obiad, więc zostawiliśmy walizki w recepcji i popędziliśmy coś zjeść. Jedzenie serwowane jest w formie szwedzkiego stołu, z proponowanych dań można wybrać coś dla siebie, bar sałatkowy i owocowy, sosy, jogurty, zupy, ryby i mięso, dania jarskie, ryż, ziemniaki i makarony. Ogólnie wrażenie ok, choć potrawom brakowało tej szczególnej iskry, jakby szef kuchni się znudził i doprawiał wszystko na jedno kopyto. Kiedy usiedliśmy nad pełnymi talerzami, na nasz stół wjechały kufle zimnego piwa okraszone śpiewnym „smaaacznegooooo” przez roześmianego kelnera. Dodatkowy plusik do trójki na jaką oceniam serwowane dania 🙂
Tu mała dygresja. W Egipcie jest niewielki wybór napojów alkoholowych o akceptowalnym smaku. Długa tradycja zakazująca picia alkoholu spowodowała że w te klocki to oni nie potrafią 😉 Wino przypomina kwas, o mocniejszych alkoholach nie ma co wspominać. Jedynym egipskim napojem alkoholowym, który da się wypić jest piwo Stella. W hotelach można spotkać również inne, sprowadzane z zagranicy gatunki, jednak kupienie czegoś sensownego w zwykłym sklepie graniczy z cudem. Dla nurków nie jest to duży problem, ponieważ picie większych ilości alkoholu nie jest wskazane jeśli chcemy nurkować następnego dnia. Poprzestaliśmy na piwie 🙂
Tobia Kebira
Następnego dnia o 8.30 rano przed hotelem czekał już na nas Ebied – nasz egipski przewodnik nurkowy. Baza nurkowa i port znajdują się tuż obok Menaville, więc pięć minut później rozlokowaliśmy się na niewielkiej łodzi nurkowej o wielkiej nazwie King, i po wypełnieniu niezbędnych dokumentów wypłynęliśmy na nasze pierwsze nurkowanie.
Łodzie nurkowe są specjalnie dostosowane dla potrzeb osób nurkujących. Mają kilka pokładów o różnych funkcjach. Znajdujący się na dole pokład nurkowy służy do bezpiecznego transportu sprzętu i butli. Jest to tzw. pokład mokry. Tam przed nurkowaniem ubieramy się w skafandry i sprzęt a po nurkowaniu tam zostawiamy mokre rzeczy. Ławki wyposażone są w specjalne łuzy w których stoją butle, zabezpieczone w ten sposób przed przewróceniem się na chwiejnym pokładzie łodzi. Oprócz tego na łodzi znajduje się również stołówka, gdzie pomiędzy nurkowaniami podawane są poczęstunki i posiłki, pokład wypoczynkowy z kanapami i stolikami oraz pokłady słoneczne.
Każdy tego typu wyjazd rozpoczyna się tak zwanym check dive, pierwszym nurkowaniem grupy z przewodnikiem, podczas którego nurkowie mogą sprawdzić dopasowanie swojego sprzętu, wyważyć się, poznać warunki pod wodą i przewodnika, natomiast przewodnik może sprawdzić umiejętności i doświadczenie nurków, którymi będzie się opiekował. To dobra zasada, ponieważ często grupa składa się z osób o różnym poziomie doświadczenia i umiejętności. Warto wiedzieć z kim będziemy nurkować w najbliższych dniach i być może podzielić grupę tak, żeby zarówno zaawansowani nurkowie jak i początkujący byli zadowoleni z wyjazdu.
Naszą czteroosobową grupę podzieliliśmy na dwa zespoły. Rafał i Grzegorz – nurkowie zaawansowani wraz z Ebiedem stanowili pierwszą grupę, mającą w planach nurkowania rekreacyjne. Druga grupa czyli Ziemek i ja oprócz zwiedzania podwodnego świata mieliśmy w planach również ćwiczenia mające na celu zakończenie jego kursu OWD. OWD czyli Open Water Diver to podstawowy kurs nurkowania. W IDF staramy się żeby po takim kursie nasi uczniowie byli w pełni wyposażeni w wiedzę i umiejętności pozwalające bezpiecznie nurkować w wodach całego świata. Ziemek miał do zaliczenia sześć nurkowań w wodach otwartych jako zwieńczenie jego kursu. Wcześniej, jeszcze w Polsce opanował wiedzę teoretyczną i ćwiczył na basenie umiejętności nurkowe.
Pierwszy dzień zaplanowany był na rafie Tobia Kebira. Nazwa rafy pochodzi od znajdującej się w pobliży wyspy Tobia natomiast „kebira” oznacza po prostu „duża”. To piękna, płytka rafa, zachwycająca kolorami i ilością podwodnego życia. Doskonała na pierwszy dzień nurkowy.
Wybrzeże Egiptu to kraina surowa, o pustynnym klimacie. Miasta otoczone są przez pustynię i wysokie, skaliste góry. Wzrok powoli przywyka do spalonych słońcem ogromnych przestrzeni o barwach beżu, ochry, brązów i szarości. Wszystko pokrywa drobny, piaskowy pył. Tę pustą równinę przecinają drogi, po których pędzą nieliczne samochody. Zieleń i inne kolory można zobaczyć jedynie w miastach i hotelach. Błękit morza przyciąga wzrok jak magnes, oczy odpoczywają od widoku wszechobecnego piasku.
Wszystko zmienia się po zanurzeniu się pod jego powierzchnię. Trafiamy do istnych wiszących ogrodów Semiramidy! Jak okiem sięgnąć wszędzie pysznią się tysiącem kształtów i barw żywe, zdrowe koralowce. Wśród nich uwijają się całe ławice kolorowych ryb, od tak maleńkich, że ledwo widocznych gołym okiem rybich „przedszkoli” do tych dużych, napoleonów, rekinów, delfinów czy mant. Spotkanie któregoś z przedstawicieli tej dużej fauny wymaga trochę szczęścia, jednak nierzadkie są bawiące się z nurkami grupy delfinów, widok przepływającego w oddali rekina lub pełnej wdzięku olbrzymiej manty. Podczas nurkowania można wypatrzyć kryjące się wśród koralowców mureny lub pasące się spokojnie żółwie.
Wybierając się pod wodę warto zabrać ze sobą latarkę nurkową. Woda, jako środowisko ponad 700 razy gęstsze od powietrza, bardzo szybko pochłania składowe światła widzialnego. Zanurzając się, już na głębokości 2m przestajemy widzieć kolor czerwony, na 5m pomarańczowy, później żółty. Głębiej nasze oczy wszystko odbierają w kolorze szaro-niebieskim. Nuda, co? Gdzie te kolory? No to spróbujcie włączyć latarkę, niezależnie od tego czy nurkujecie w słoneczny dzień, czy po zapadnięciu zmroku. Nagle ta szara przestrzeń wybucha istną feerią barw. Rafa okazuje się kolonią zakochanych w wariackich kolorach maleńkich żyjątek, które starają się przyćmić sąsiada swoją urodą. Prawdziwa gala barwnych piękności! Różowe i fioletowe koronki obok zielonych frędzli i czerwonych falban, żółte kapelusze obok niebieskich wstążek. Ilość kolorów i kształtów przyprawia o zawrót głowy. Podwodny karnawał trwający nieprzerwanie przez 56 mln lat, od czasu eksplozji kambryjskiej…
Po dwóch nurkowaniach na Tobia Kebira i pysznym obiedzie zjedzonym na łodzi wróciliśmy do hotelu, gdzie mogliśmy wymienić się wrażeniami i odpocząć przed kolejnym nurkowym dniem.
Abu Soma Garden
Sobota zaczęła się małą przygodą. Okazało się że nasz King zaniemógł na lekki nieżyt silnika i dostał dzień wolny na doprowadzenie go do porządku. Na szczęście centrum nurkowe stanęło na wysokości zadania i zamustrowało nas na innej łodzi, która zabierała turystów na wycieczkę snorkelingową. Byliśmy tam jedynymi nurkami. Ze względu na swoje przeznaczenie łódź nie miała ławek dostosowanych do potrzeb transportu sprzętu nurkowego, jednak nie była to duża przeszkoda dla naszej złaknionej podwodnych przygód grupy. Popłynęliśmy na dwie rafy: Abu Soma Garden i Tobia Arbaa.
Abu Soma Graden oznacza Ogród Ojca Somy (Soma to imię dziewczyny). Rafa ta ciągnie się przez półtora kilometra przy wybrzeżu Abu Soma i stanowi doskonałe miejsce do płytkich, niewymagających nurkowań. Piękne podwodne widoki aż proszą się o zdjęcia, więc po ćwiczeniach z Ziemkiem wybieramy się razem z resztą zespołu na zwiedzanie. Przepadłam z kretesem za okiem kamery. Jeden kadr gonił kolejny, jeszcze lepszy. Światła latarek wydobywały coraz piękniejsze widoki.
Pod baldachimem różowo zabarwionego twardego koralowca skryły się dwa urocze talerzokształtne chetoniki zwane również butterfly fish. Ich jaskawożółte zabarwienie z błękitną plamką w okolicy oka stanowi piękny kontrast dla otaczającej rafy. Są spokojne, nie boją się, można podpłynąć całkiem blisko i zrobić ładne zdjęcie.
Chwilę potem wypatrzyłam dzielnego żółto-czarnego błazenka, patrolującego teren wokół swojego domowego ukwiału. Błazenki są zmiennopłciowe. Łączą się w pary na całe życie. W przypadku straty samicy, samiec staje się matką i opiekuje potomstwem. Rybki te żyją w symbiozie z ukwiałami, które traktują jako miejsce schronienia. Ukwiały wydzielają parzącą toksynę, na którą błazenki są odporne. Ukwiał również korzysta na tym układzie ponieważ rybki oczyszczają go resztek pokarmu i bronią przed drapieżnikami żywiącymi się koralowcami.
Kawałek dalej mieszka para pasiastych bannerfish. Nie chcą się ustawić do zdjęcia, muszę uzbroić się w cierpliwość żeby w końcu pstryknąć fotkę odważniejszemu z nich, który decyduje się odciągnąć mnie od ich wspólnego mieszkania.
Tobia Arbaa
Tobia Arbaa, czyli „Poczwórna Tobia”. Nazwa pochodzi od czterech ergów – słupów rafy koralowej. Głębokość w tym miejscu dochodzi do 12m, jest to więc doskonałe miejsce do spokojnego nurkowania dla początkujących nurków. W rzeczywistości ergów jest siedem, są one położone blisko siebie, dając okazję do meandrowania pomiędzy nimi i poznawania ich mieszkańców.
I znów spotykamy waleczne błazenki, pomiędzy koralami kryją się gigantyczne mureny o długich, aksamitnych ciałach i całe kolonie maleńkich rybek o różnym ubarwieniu. Blisko dna dzień spędzają drapieżne skrzydlice, wypływające na polowanie nocą i stateczne, trudne do wypatrzenia, przyczajone skorpeny.
Na piasku u stóp kolumny wyleguje się blue spotted stingray, pełna wdzięku płaszczka o szarym ubarwieniu nakrapianym błękitnymi plamkami. Jej wystające oczy uważnie śledzą moją kamerę. Kiedy uznaje że jestem za blisko, płaszczka odpływa pozwalając sfotografować jej pełne wdzięku ruchy.
Panorama Reef
Niedziela przynosi dobre wiadomości. Silnik Kinga został naprawiony i możemy popłynąć na prawdziwą perłę Safagi – Panorama Reef.
Rejs jest trudny. Ciągle wieje silny, zimny wiatr. Na łodzi brakuje miejsca, gdzie można by było się przed nim schronić. Pomimo słońca jest zimno. Konieczne jest założenie ciepłej bluzy i czapki. Najspokojniej jest w środku, ale tutaj wszystkich gości dopada choroba morska. Siedzenie w zamkniętym pomieszczeniu podczas silnego bujania nie jest najlepszym pomysłem. Tak źle i tak niedobrze… Wybieram wiatr i zakutana we wszystko, co mam ze sobą staram się schować siadając na podłodze. Na chorobę morską pomagają tabletki Dramenexu. To taki egipski odpowiednik Aviomarinu, jednak nie powoduje u mnie senności. Przed nami 1,5 godziny płynięcia.
Panorama to wielka, owalna rafa, której pionowe ściany opadają na głębokość przekraczającą 400m. Mamy tam zaplanowane dwa nurkowania. Po północnej i południowej stronie znajdują się plateau, obszerne półki, od których zwykle zaczyna się nurkowanie. Łagodnie opadają one od głębokości 15m do 30m. Dalszy ciąg nurkowania odbywa się w toni, przy ścianie rafy. Z jednej strony nurek może oglądać barwne skupiska miękkich i twardych korali, całe „osiedla” ukwiałów z mieszkającymi w nich rodzinami błazenków, na 30m i głębiej możemy podziwiać przepiękne, olbrzymie wachlarze gorgonii. Z drugiej strony widnieje głęboka, błękitna toń, w której wypatrujemy rekinów. Wokół rafy często spotyka się rekiny rafowe, młoty, longimanusy i szare, zdarzają się także spotkania z rekinami wielorybimi i olbrzymimi, ciekawskimi mantami. Tym razem nie mieliśmy okazji zobaczyć przedstawicieli dużej fauny. Być może przypłynęliśmy zbyt późno, było za dużo nurków lub woda miała nieodpowiednią temperaturę. To nic, jeszcze nie raz tam wrócimy 🙂
Safaga
Na wieczór umówiliśmy się z Ebiedem na małą wycieczkę po mieście. Główna ulica miasta wieczorem lśni kolorowymi światłami wystaw. Na krawężnikach siedzą sprzedawcy daktyli, orzechów, bananów i innych pyszności. Ebied zaprasza nas do rozstawionych na chodniku stolików. Serwują tutaj napój z trzciny cukrowej. Wypijamy po dużym kubku. Podobno jest dobry na żołądek 🙂 Zahaczamy o mały sklepik, gdzie kupujemy pyszną, drobno mieloną kawę z kardamonem. Zabierzemy ją do domu i będziemy wspominać klimat Safagi siedząc w kuchni przy filiżance tego aromatycznego napoju.
Mijamy ładnie oświetlony meczet z górującą nad miastem wieżą minaretu. Po drodze Ebied kupuje dla nas torebkę prażonych w soli orzeszków ziemnych. Pyszne. Ulica tętni muzyką. To otwarcie nowej apteki w mieście. Wszędzie kolorowe baloniki i wstążki. Mali chłopcy biegają wokół wręczając przechodniom ulotki informacyjne. Dostaję i ja. Mały urwis znacząco patrzy na torebkę z orzeszkami. Częstuję go, chłopiec łapie garść i odbiega z łobuzerskim uśmiechem na buzi. Tyle radości za garść orzeszków! Papierek za uśmiech. Fajnie. Wchodzimy do ulicznego baru. Wokół sami mężczyźni siedzący przy małych stolikach.
Palą, popijają kawę lub herbatę, grają w domino lub oglądają mecz na dużym ekranie podwieszonym pod sufitem. No dobra, siadam i ja. Jakoś nikt się nie dziwi więc czuję się już swobodniej. Pytam Ebieda czy kobiety w Egipcie chodzą do kawiarni. Owszem, ale nie do takich. Jeżdżą do eleganckich lokali w dużych centrach handlowych. Tutaj panowie przychodzą spotkać się z przyjaciółmi, pogadać, obejrzeć mecz i odpocząć po dniu pracy. Zamawiam kawę do której dostaję również butelkę niegazowanej wody. Siedzimy chwilę rozmawiając i delektując się dobrą kawą, jednak niedługo musimy wrócić do hotelu żeby zdążyć na kolację. Panowie zamierzają jeszcze raz tu przyjechać, żeby zrobić zakupy przed wyjazdem.
Salem Express
W poniedziałek wybieramy się na wyczekiwane przez nas od początku nurkowanie na wraku Salem Express.
To miejsce, w którym byłam już nie raz, jednak każde kolejne nurkowanie robi na mnie piorunujące wrażenie. Kocham nurkowania na wrakach. Każdy z nich opowiada własną historię. Każdy jest inny. Pod wodą zyskują swoje kolejne życie, stając się domem dla mieszkańców mórz, którzy, tak jak kiedyś pasażerowie i załoga zamieszkują kajuty, odwiedzają ładownie, patrolują maszynownie i sterówki.
Salem jest wrakiem stosunkowo młodym. Był olbrzymim promem pasażerskim, który pływał na trasie Jeddah – Suez. Zabierał około 1200 pasażerów i 70 osób załogi, jednak 15 grudnia 1991 roku z powodu 2 dni opóźnienia wiózł około 1600 osób.
Większość pasażerów stanowili pielgrzymi z Mekki. Kapitan Hassan Moro z powodu trudnych warunków pogodowych zdecydował się popłynąć trasą, która miała skrócić uciążliwą podróż o dwie godziny. Niestety wytyczono błędny kurs i około północy prom uderzył w rafę. Kolizja wyrwała ogromną dziurę w burcie i spowodowała całkowite otwarcie furty dziobowej. W ciągu 20 minut statek zatonął. Z tragedii uratowało się zaledwie 180 osób.
Nie wszystkie ciała udało się wydobyć. Wydobycie zwłok z pomieszczeń ukrytych głęboko wewnątrz wraku było zbyt trudne i stwarzało duże niebezpieczeństwo. Zdecydowano się pozostawić je zamykając dostęp do niektórych pomieszczeń. Obecnie jest on uznawany za cmentarzysko. Nurkowanie na nim jest dozwolone, choć prosi się nurków o zachowanie odpowiedniej powagi podczas zwiedzania wraku.
Cumujemy do liny prowadzącej na wrak. Oprócz nas jest tam już kilka łodzi z nurkami. Za dużo. Pod wodą będzie zamieszanie.
Zanurzamy się i od początku staje się jasne że silny prąd nie ułatwi nam nurkowania. Powoli, trzymając się liny spadamy na burtę śpiącego giganta. Ułożył się do snu na boku, lewa burta znajduje się na głębokości 12 metrów, prawa spoczywa na 32 metrach na białym piasku. Jest ogromny i bardzo smutny. Z każdym rokiem coraz piękniejszy, jakby morze starało się zbudować wokół niego pomnik z rafy. Szybko spadamy do otworu, który zaprowadzi nas do wnętrza. Zwiedzamy kręte korytarze, oglądając pozostałości tragedii. Na biegnących przez korytarz rurach wiszą robocze spodnie, na dole leżą resztki ubrań, kabli i różnych materiałów. Metalowe płyty porastają kolorowe glony, malując psychodeliczne impresje. Gdyby możliwe było wystawienie takiego obrazu w galerii, zyskałby niezłą cenę i stał się ozdobą kolekcji jakiegoś wielbiciela sztuki nowoczesnej.
Wpływamy do garażu. Na prawym boku leży samochód. Podpływam bliżej, żeby zobaczyć co to za model. Toyota z lat ’80. Może ktoś ją kupił i wiózł do domu, może chciał pojechać nią w dalszą podróż? Dalej jakaś maszyna, może dźwig, może ciągnik? Trzeba poruszać się bardzo ostrożnie, Każde nieprzemyślane kopnięcie płetwą w skorodowany metal podnosi chmury drobnego pyłu, niszcząc widoczność. Pod nami jakieś silniki, urządzenia, być może resztki maszyn lub samochodów. W kolejnym pomieszczeniu leżą walizki i torby. Częściowo porozrywane, niektóre otwarte, pokazują co wieźli ludzie którzy je zapakowali. Ubrania, buty, kosmetyki, książki, jakieś prezenty dla dzieci, lalki, zabawki, pluszaki. Ktoś, chcąc odzyskać częściowo koszty podróży, wiózł klapki na handel. Leżą w walizce, powiązane po kilka par. Obok dywaniki modlitewne pozwijane w rulony. Widok jest wstrząsający. W tych walizkach leżą czyjeś marzenia, tęsknota za rodziną, radość z powrotu do domu, wspomnienia z podróży, oczekiwania i plany na przyszłość… Wszystko to przerwane w chwili, kiedy zabrakło kolejnego oddechu, kiedy dookoła była już tylko woda.
Zostali tu. Morze objęło ich ciepłymi, aksamitnymi ramionami. Ich podróż trwa dalej. Duchy tego statku nie lubią być budzone. Podczas każdego nurkowania, które odbyłam na tym wraku, działo się coś niezwykłego. Komuś wysiadał komputer zmuszając do wcześniejszego zakończenia nurkowania. Ktoś inny zbyt szybko zużywał gaz oddechowy i w połowie zaplanowanej trasy musiał się wynurzyć. Innym razem kilkorgu nurkom z grupy komputery naliczyły czterdziestominutową dekompresję, podczas gdy inni mieli jeszcze czas bezdekompresyjny. Czasem ktoś coś gubi. Nic ważnego, szpulkę, nożyk, kompas. Nigdy nikomu nie stało się nic poważnego, a jednak zawsze plan nurkowania z jakiegoś powodu zmienia się. Tak, jakby duchy wraku chciały powiedzieć „idźcie stąd, nie przeszkadzajcie nam”.
Tym razem to ja się zgubiłam. Zamykając grupę jako tylne zabezpieczenie wypłynęłam z wraku i zatrzymałam się żeby zrobić zdjęcie. Kiedy spojrzałam ich już nie było, zniknęli. Zawisłam nad burtą i po kilku minutach pojawił się Ebied. Wynurzyliśmy się robiąc po drodze przystanek bezpieczeństwa. Spojrzałam w górę i okazało się że wisimy pod inną łodzią, Kinga nigdzie nie było widać. Na pokładzie siedzieli już Grzegorz i Rafał. Czekali na nas. Po chwili pojawił się King. Później dowiedziałam się że panowie zużyli dużo powietrza i Ebied zdecydował się odprowadzić ich na górę po czym wrócił mnie poszukać. Bardzo przestraszyło ich moje zniknięcie.
Oczywiście wszystkie te zdarzenia da się wytłumaczyć w prosty sposób, stresem, gapiostwem, brakiem poprawnej kontroli czy niezwracaniem uwagi na partnerów. Jednak ta historia jest dużo barwniejsza opowiedziana w takiej, trochę mrocznej, trochę tajemniczej formie.
Shaab Sheer
Tym razem nie obejrzymy już wraku z zewnątrz. Kapitan zdecydował o zmianie miejsca ze względu na silny wiatr, falowanie i prądy. Płyniemy na rafę Shaab Sheer. Shaab czyli rafa. Taka prosta nazwa dla tak pięknego miejsca! Ta podłużna rafa porośnięta jest pięknym koralowym ogrodem. Większość stanowią tutaj twarde koralowce, budujące zachwycające formy. Ogród rzeźb. Nie sposób nie zatrzymywać się co chwilę, starając się zgadnąć „co artysta miał na myśli”.
Po wypłynięciu zza koralowego garbu natykamy się na ławicę barakud. Po raz pierwszy udaje mi się podpłynąć do tych wrednych rybek na tyle blisko, żeby zrobić wyraźne zdjęcie. Nie pcham się bliżej, tak na wszelki wypadek. Zwiedzamy wschodnią stronę rafy. Jest tak urzekająco, że grupa decyduje się zrobić trzecie nurkowanie tego dnia. Tym razem po zachodniej stronie Shaab Sheer. Panowie wracają do hotelu zmęczeni ale zadowoleni. Zaraz po kolacji kładą się spać. Trzy nurkowania w ciągu jednego dnia to nie lada wyzwanie dla organizmu. Nawet w ciepłej wodzie.
Tobia Soraya i Gamul Soraya
Wtorek – nasz ostatni dzień nurkowy podczas tego wyjazdu. Samolot mamy w czwartek, a przed lotem trzeba odczekać przynajmniej 24 godziny po ostatnim nurkowaniu aby dać organizmowi czas na odsycenie tkanek z nadmiaru azotu, którym nasyciliśmy się w czasie pięciu dni nurkowych.
Wybieramy dwie rafy: Tobia Soraya i Gamul Soraya. Soraya oznacza „mały”. Mała Tobia i Mały Gamul. To śliczne, pełne życia rafy, doskonałe na pożegnanie się z Morzem Czerwonym. Spotykamy tam ośmiornice, płaszczki, biało czarne box fish, wyglądające jakby założyły maseczki karnawałowe, duże mureny i całe mnóstwo kolorowych ławic małych rybek. Ostatnie zdjęcia, spokojne szperanie pomiędzy rafami, chillout.
Po powrocie do portu zbieramy nasz sprzęt nurkowy. Trzeba go wypłukać w słodkiej wodzie i rozwiesić do wyschnięcia.
Żegnamy się z załogą Kinga, który pomimo wiatru i silnych fal dzielnie asystował nam w naszych podróżach.
Kolejny dzień spędzimy na plaży, popijając piwo i drinki serwowane przez bar na plaży. Chłodny wiatr powoduje że nie czuję opalającego mnie słońca, więc wracam do Polski wyglądając jak radosna skwarka.
Safaga pozostanie jedną z naszych ulubionych destynacji ze względu na spokój, piękne rafy i przyjazny klimat. Na pewno jeszcze tu wrócimy.
Zdjęcia: Anna Paszta, Grzegorz Kojder, Rafał Taborski
Tekst: Anna Paszta
Nasz egipski przewodnik nurkowy: Ebied Abadi – Centrum Nurkowe Aqarium Safaga